Ciąg dalszy dnia rozpoczętego dość nieszczęśliwym zwiedzaniem Rawenny – mieliśmy nadzieję na coś lepszego i nie zawiedliśmy się na Bolonii.
Po dojechaniu na miejsce i obczajeniu kempingu, gdzie mieliśmy nocować ruszyliśmy na miasto. Niestety centrum było oddalone niezły kawałek, dlatego zdecydowaliśmy się pojechać i zaparkować gdzieś w pobliżu – co oczywiście było jedynie łatwo powiedzieć :) wypłaciliśmy się na bilecik (który i tak przekroczyliśmy) i ruszyliśmy na zwiedzanie.
Co zwróciło naszą uwagę to podcienia, które wydawały się być wszędzie – przewodnik twierdzi, że było to celowe zagranie, gdzie w mieście padały częste i obfite opady deszczu ludność musiała załatwiać swoje sprawunki i interes, dlatego podobno całe miasto da się obejść „suchą” nogą w razie ulewy (ciekawe kiedy te ulewy :p).
Bolonia znana przede wszystkim jako „tłusta Bolonia” słynie z jedzenia :) podobno najlepszego w całych Włoszech, Miasto okazało się przyjazne, ciekawe, czyste, z piękną zabudową śródmiejską.
Pierwsze kroki skierowały nas do samego centrum, czyli na plac Piazza Maggiore – piękny z charakterystyczną fontanną Neptuna, otoczoną do tego z każdej strony pałacami i bazyliką (jedną z największych – która okazała się w stosunku do wcześniej poznanych cudów mało atrakcyjna :)).
Następnie ruszyliśmy do ważnego punktu naszej trasy tj. Due Torri – czyli dwóch wież, górujących nad starożytnym miastem (oczywiście na własnych nogach pokonane zostało ponad 500 stopni… – po których wyglądaliśmy tak jak poniżej :). Całkiem całkiem Bolonia się prezentuje od góry.
Na koniec po krótkim odpoczynku poszliśmy do San Domenico – w poszukiwaniu 3 rzeźb autorstwa Michała Anioła przy posągu św. Dominika (niestety am grobowiec był daleko za kratami i nie dało się przyjrzeć wczesnym dziełom mistrza).
Wracając do samochodu poszukiwaliśmy jakiegoś lokalu w celu skosztowania tych smakołyków, z których Bolonia słynie :) – nie zawiedliśmy się. Knajpa typowo włoska z samymi włochami, porozumienie na migi ( po takim czasie już w sumie powinniśmy coś kojarzyć z włoskiego …). Gosia otrzymała pyszne spagettii z sosem pomidorowym i pomidorkami koktajlowymi posypane parmezanem, ja natomiast trafiłem w mięsiwo – najprawdopodobniej były to befsztyki wołowe z pieczonymi ziemniaczkami, cukinią i bakłażanem – pychota !!!
Kemping także okazał się super wyposażony z dużymi miejscami i basenem dla klientów :), że wieczorem otworzyliśmy wcześniej zakupionego szampana (udało nam się go schłodzić w pobliskim barze) i delektowaliśmy się wakacjami :)…